Drugi sezon Mandaloriana za mną i obejrzałem go z przyjemnością. To dobry sezon był, na pewno lepszy niż pierwszy. Twórcom udało się sprawnie rozszerzyć budowany świat, co sprawiło, że nie miałem poczucia klaustrofobii i hermetyczności, ale że faktycznie Mando przemieszcza się po rozległym uniwersum. Co prawda wciąż nieco kłuje mnie w oczy sterylność lokacji, które wyglądają, jakby zostały wysprzątane na przybycie naszych bohaterów (może porządki wprowadzone przez Nową Republikę należy brać dosłownie), ale na pewno jest lepiej niż w pierwszym sezonie.
Dużo lepiej, nawet pomimo tego, że serial nadal korzysta z formy klasycznego „erpega“ — poleć tam, zrób coś dla nas, a my powiemy Ci gdzie znaleźć to, czego potrzebujesz. O dziwo to działa całkiem dobrze, może przez sprawnie napisany scenariusz. Pedro Pascal, pomimo iż gra „bez twarzy“ robi dobrą robotę, nie popadając w sztuczność. Nowi (i starzy) bohaterowie również ciekawi, może poza dość drętwą Giną Carano, ale już Rosario Dawson jako Ahsoka Tano jest super i chętnie zobaczyłbym ją w kolejnych odcinkach. Katee Sackhoff, z właściwym sobie wdziękiem, wciela się w rolę Bo-Katan. Postacie w drugim sezonie sprawiły, że zdecydowanie łatwiej było mi się zaangażować w oglądane historie. Cieszy mnie również rozwinięcie wątku Baby Yody — o przepraszam, Grogu, który w końcu wygląda jak faktyczna postać, a nie maskotka do kupienia dziecku (lub sobie, co w sumie wychodzi na to samo). Miło mi się patrzyło na rozwijające się więzi między nim a Mando.
Boli mnie jedynie zakończenie, a w zasadzie jeden, mały aspekt.
I TU SPOILER
Uważam, że niepotrzebnie wrzucili Luke’a w tę opowieść. Do końcowych kilku minut Mandalorian robił bardzo dobrą robotę, na równi z Rogue One (przez większość filmu) i Solo, w nie odcinaniu kuponów od Star Warsów — czyli nie bombardował widza pierdyliardem nawiązań do kanonu. Ostatnia scena to nic innego jak ukłon w stronę fanów, według mnie kompletnie bez sensu, a młody Skywalker wycinający sobie drogę przez Szturmowców Imperium, jakby przedzierał się przez amazońską dżunglę (brakuje mu tylko maczety świetlnej) jest bardziej komiczny, niż budujący nastrój.
I PO SPOILERZE
Mimo tego drobnego potknięcia drugi sezon jest naprawdę dobry i warty obejrzenia, ponieważ ma w sobie to coś, wyzwala jakieś emocje, a nie sprawia, że widz czuje, jakby oglądał reklamę maskotek ze świata Gwiezdnych Wojen. A końcowa scena, ale nie ta z Lukiem, tylko ta z Mando i Grogu jest naprawdę chwytająca za serducho. Co jest dużym komplementem, zważywszy, że pokazuje relację między kukiełką a kolesiem, którego twarz widzimy drugi raz w przeciągu dwóch sezonów. Istotnie - „This is the way.