Mój ojciec ma alternatywną wersję swojego życia, ról, jakie w nim pełni oraz wysiłków, które podejmuje. Nie cierpi gejów. Za krytykę Ojca Dyrektora gotów jest wydrapać oczy. Zarabia tylko na swoje utrzymanie, a i to z trudem. Nijak nam nie pomaga, wręcz przeciwnie - raczej oczekuje, że to my będziemy Go wyręczać w opłacaniu rachunków itd. Gdy chcemy, żeby do nas przyjechał pokrywamy wszystkie koszty. Byle tylko był. Nie pamięta o urodzinach. Moją córkę wziął na spacer ze dwa razy w życiu. Syna chyba nigdy. Nie wychodzi z żadną inicjatywą. Raz nie miałam z Nim kontaktu przez cztery miesiące. Gdy wreszcie zadzwoniłam i zapytałam, jak to możliwe, że w ogóle nie interesuje Go jak sobie radzę ja i dzieciaki, odpowiedział, żebym przestała mieć do Niego pretensje, bo nie miał pieniędzy, żeby doładować telefon. Przez cztery miesiące. Po pracy głównie leży i ogląda telewizję. Przy mnie potrafi się spiąć, ale zazwyczaj używa mnóstwa wulgaryzmów.
Mówi mi, że mnie kocha. Czy On wie, co to znaczy "kochać swoje dorosłe dziecko"? Gadanie nic nie kosztuje, gadanie nie boli, gadanie nie męczy, gadanie nie wystarcza, nie wystarcza gadać.
Lubcie rodziców, którzy się Wami interesują i którzy się o Was troszczą.