Oh, won’t wave my white flag, no
This time I won’t let go
I’d rather die
Than give up the fight, give up the fight
Debiutancki album panny McLaughlin to dla mnie małe rozczarowanie. Małe ponieważ muzycznie wciąż Bishop Briggs uwielbiam, czuję jedynie niedosyt po przesłuchaniu Church of Scars.
Muzycznie ten album nie przynosi rewolucji. Jest rytmicznie, melodyjnie i prosto (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Wokal jest energetyczny, zróżnicowany i pełen emocji. To jeden z tych głosów, z którym nie mam problemu żeby się utożsamić.
Żałuję jedynie, i to jest to moje małe rozczarowanie, że debiut to rozwinięcie EP-ki. Trzydzieści trzy minuty to jeszcze nie tragedia, ale z dziesięciu utworów znajdujących się na płycie połowę można było usłyszeć wcześniej, czy to w postaci singli, czy na to na „epce”. Nie zmienia to jednak faktu, że Church of scars to bardzo dobra płyta, którą gorąco polecam.